W rok 1995 weszliśmy z mocno już zakorzenioną w głowach myślą o starcie w regularnych rozgrywkach ligowych. Przyczyniły się do tego i dobre wyniki sportowe i poprawiająca się u nas infrastruktura oraz organizacja. A gdy w kwietniu na zebraniu z władzami gminy udało się uzyskać deklarację o dofinansowaniu drużyny w rozgrywkach, mieliśmy już właściwie wszystko ażeby rozpocząć przygotowania.
Pierwszy sparing w tym roku odbył się dopiero 30 kwietnia, z lokalnym rywalem LZS Grzymki. Nasi grając w odmłodzonym składzie zwyciężyli pewnie 8:2. O twardości pojedynku świadczy złamany nos jednego z zawodników gości, kiedy to musiało interweniować pogotowie ratunkowe. Następny sparing rozegraliśmy dopiero w czerwcu w Zarębach Kościelnych, gdzie po bardzo wyrównanym meczu zremisowaliśmy z tamtejszą Iskrą 1:1.
W pewnym momencie pojawiło się zagrożenie dla występów w lidze. Trochę zadziałała maksyma „i chciałabym i boje się”, a trochę jakże częste u nas myślenie, że na pewno nie damy rady. Ta jakże cenna idea zaczęła blednąć. Ktoś musiał błyskawicznie przejąć inicjatywę. Podjęli się tego młodzi (wówczas) zawodnicy T. Rzotkiewicz i A. Leszczyński. Po prostu po uzyskaniu potwierdzenia dofinansowania w Urzędzie Gminy kilkakrotnie odwiedzili siedzibę łomżyńskiego OZPN-u i po zapoznaniu się z całością formalności oraz ich załatwieniu (już z pomocą innych członków klubu) oficjalnie zgłosili zespół Fortuny Andrzejewo do rozgrywek Łomżyńskiej Ligi Okręgowej (V liga). Ten bodziec mobilizacyjny był potrzebny. Ludzie uwierzyli, że „to może się udać”. Powołano Zarząd Klubu, zarejestrowano klub w KRS-ie, zakupiono nowe stroje i sprzęt, przygotowano boisko i z ogromnym zapałem oraz przy znacznym zainteresowaniu w całej okolicy rozpoczęto przygotowania do pierwszego ligowego sezonu.
W międzyczasie, na początku lipca w ramach przygotowań do ligi rozegraliśmy mecz o Puchar Wójta Gminy Andrzejewo. Przeciwnikiem był zespół Oldboyów MKS Małkinia. Spotkanie to było dosyć wyrównane, z przewagą naszych. Cóż z tego kiedy nie potrafiliśmy wykorzystać nawet rzutu karnego, nie mówiąc o dogodnych sytuacjach bramkowych. Prowadzenie objęli goście, a naszym, po frontalnych atakach udało się jedynie wyrównać w końcówce po bramce S. Hilarczuka. Do rozstrzygnięcia konieczne były rzuty karne, a tych, jeśli pudłuje się trzy razy, to raczej się nie wygra. Przegraliśmy w nich 1:3 i puchar pojechał do Małkini. Skład z tego meczu to: A. Leszczyński – G. Czyżewski, M. Raciński, R. Bojanowski, D. Raciński (W. Kałuski), T. Rzotkiewicz, G. Kotomski (R. Kotomski), G. Nowacki, P. Kałuski, W. Strzeszewski, S. Hilarczuk.
27 lipca wyjeżdżamy na sparing do Małkini sprawdzić się z pierwszym zespołem miejscowego MKS-u. Oczywiście zdecydowanym faworytem są gospodarze, a my jedziemy tam po lekcje futbolu i doświadczenie. Jednak ku zaskoczeniu miejscowych i naszych kibiców, a także i nas samych po kilku początkowych minutach przewagi gospodarzy inicjatywę przejmuje Fortuna. R. Kotomski i S. Hilarczuk zapewniają nam prowadzenie 2:0 do przerwy, a tuż na początku drugiej połowy na 3:0 podwyższa M. Hilarczuk.
Małkinia nie rezygnuje, zdobywa kontaktową bramkę, ale na nią ponownie odpowiada S. Hilarczuk. W końcówce gospodarzom udaje się zmniejszyć rozmiary porażki, ale zwycięstwo 4:2 nad naprawdę mocnym rywalem staje się faktem. Ciekawostką z tego meczu jest jeszcze występ w nim, w zespole z Małkini Adama Godlewskiego obecnego redaktora naczelnego Tygodnika „Piłka Nożna”. Nasi zagrali w składzie: A. Leszczyński – G. Czyżewski, A. Przeździecki, G. Nowacki, M. Raciński, D. Raciński, R.Kotomski, P. Kałuski, T. Rzotkiewicz, W. Strzeszewski, S. Hilarczuk. Na zmiany weszli: G. Kotomski, M. Hilarczuk, A. Staniarski. Po tym meczu funkcję trenera oficjalnie powierzono Witoldowi Kałuskiemu.
Na 13 sierpnia przyjmujemy zaproszenie na turniej do Czyżewa od miejscowych Orląt. Oprócz nas gospodarze zaprosili także Kontakty Łomża oraz naszego odwiecznego rywala Iskrę Zaręby Kościelne. W pierwszym meczu Orlęta wysoko pokonują Iskrę. W drugim nasi spotykają się ze znanymi już Kontaktami Łomża. Od ostatniego spotkania przed rokiem wiele się zmieniło. Kontakty przede wszystkim zdążyły się wzmocnić oraz nabyć doświadczenia w lidze. Nas to jednak nie usprawiedliwia. Gramy w tym meczu źle i zasłużenie przegrywamy 1:3.
Pozostaje nam jedynie „finał pocieszenia” z występującą w tradycyjnych zielonych strojach zarębską Iskrą. W tym meczu gramy znacznie lepiej, od początku przeważamy i wychodzimy na pewne prowadzenie 2:0. Wtedy następuje zupełnie niepotrzebne rozprężenie i Zaręby łapią kontakt. Po przerwie strzelamy jeszcze dwa gole, lecz sędzia nie uznaje żadnego (!) co wzbudza protesty nawet kibiców z Czyżewa. Jeszcze wtedy nie wiemy, że to dopiero przedsmak tego co zafundują nam „panowie w czerni” w lidze.
W końcówce Iskra wyrównuje i zamiast łatwego zwycięstwa mamy rzuty karne. A. Leszczyński broni dwa rzuty karne, ale nasi pudłują trzykrotnie i przegrywamy 2:3. Jedyne co wywozimy z Czyżewa to kiepskie humory. Już 20 sierpnia rozpoczynamy oficjalne rozgrywki.
Na pierwszy ogień idzie Puchar Polski, gdzie w pierwszej rundzie czeka druga drużyna Ruchu Wysokie Maz. Jest to zespół juniorów Ruchu wzmocniony kilkoma zawodnikami pierwszej drużyny. Nie wiemy o sobie nawzajem zupełnie nic, gdy przy około 40 stopniowym upale wychodzimy na stwardniałą murawę w Wysokiem Maz. Obawy szybko się rozwiewają. Nasi grają kapitalny mecz i pewnie pokonują gospodarzy 4:1. Choć mecz wcale do łatwych nie należał. Strzelcami bramek: R. Kotomski, P. Kałuski i S. Hilarczuk – 2. Skład: A. Leszczyński – M. Kotomski, M. Raciński, R. Bojanowski, W. Strzeszewski, G. Nowacki (M. Hilarczuk), T. Rzotkiewicz, J. Jaworski, R. Kotomski, P. Kałuski (D. Raciński), S. Hilarczuk.
„Wiekopomna chwila” przychodzi w dniu 28 sierpnia. Fortuna po latach marzeń i starań debiutuje na własnym boisku w rozgrywkach Okręgowej Ligi Łomżyńskiej. Przeciwnikiem stary ligowiec Biebrza Goniądz. Piękna pogoda i bardzo duża frekwencja na trybunach. Zainteresowanie meczem ogromne, taka też presja nad zespołem.
Wszyscy oczekują zwycięstwa. Dla drużyny zupełnie nie ogranej w lidze ta presja okazuje się zgubna. Nasi ruszają z ogromnym animuszem do ataku stwarzając od razu zagrożenie i uzyskując optyczną przewagę. Zapominają jednak o obronie i nadziewają się na kontrę – 0:1. Historycznego gola w lidze zdobywa J. Jaworski wyrównując i wywołując szał radości na trybunach. Ale obraz gry nie zmienia się.
Atakujemy i nadziewamy się na kontry – 1:2. Wyrównuje P. Kałuski, ale za chwilę jest 2:3. Tuż po przerwie wyrównuje G. Nowacki ale to wszystko na co naszych tego dnia stać. Linia pomocy gra na polu karnym gości razem z atakiem, obrońcy przesuwają się na środek boiska w miejsce pomocników a na pozostałych obszarach boiska hula wiatr i zawodnicy gości. Nadziewamy się na kolejne kontry i gra zupełnie się rozsypuje. Ponosimy koszmarną klęskę 3:8.
To dramat. Nie tego się spodziewaliśmy. Nastroje fatalne, a pozostaje tylko tydzień by podnieść się z kolan. Skład z tego meczu: A. Leszczyński – M. Kotomski, A. Przeździecki, R. Bojanowski, T. Rzotkiewicz, G. Nowacki, M. Raciński (G. Kotomski), J. Jaworski, R. Kotomski, W. Strzeszewski (P. Kałuski), S. Hilarczuk (M. Hilarczuk).
Tydzień później wyjeżdżamy do Nowogrodu na mecz z Ziemowitem. Po kilkudniowych deszczach boisko w Nowogrodzie przypomina Mazury, a padać nie przestaje. Sędzia nakazuje jednak grać. Przez kwadrans przetaczamy piłkę poprzez kałuże brnąc po kostki w wodzie. Potężna bomba R. Kotomskiego, która w normalnych warunkach mogłaby wyrządzić szkody w siatce, zatrzymuje się w ogromnej kałuży wody na linii bramki gospodarzy. Jeden z zawodników gospodarzy podcięty przez naszego pomocnika „nurkuje” niemal całą głową pod wodę. Po piętnastu minutach sędzia na szczęście kończy tę farsę.
W następną niedzielę podejmujemy Orlęta Czyżew, jak się później okazuje murowanego faworyta do zajęcia pierwszego miejsca. Gramy tym razem bardzo dobrze, walczymy na całej szerokości boiska. Dwukrotnie wychodzimy na prowadzenie i dwukrotnie goście wyrównują. Popis też daje sędzia bo przedłuża mecz o 7 minut, zaś w tamtym czasie przedłużanie meczu o więcej niż 1-2 minuty nie było praktykowane. I w tej feralnej 7-ej doliczonej minucie po rzucie rożnym zawodnikowi Orląt wychodzi strzał życia – 2:3. Żal i wściekłość naszych jest trudna do opisania. W składzie na ten mecz nie zaszły duże zmiany. Jedynie na prawą obronę wrócił G. Czyżewski, pomoc wzmocnił A. Staniarski, a w ataku zadebiutował P. Piechowicz (dotychczas LZS Grzymki), była to już jednak zupełnie inna drużyna niż ta z meczu z Biebrzą.
Już trzy dni później czekał nas kolejny mega ciężki sprawdzian. W II rundzie Pucharu Polski do Andrzejewa zawitał pierwszy zespół ŁKS-u Łomża. Drużyna ta wówczas wiceliderowała w III lidze (obecna II-ga) mając w składzie całą plejadę byłych piłkarzy Jagiellonii Białystok, ekspierwszoligowców między innymi Głębockiego i Bayera. My możemy przeciwstawić jedynie ambicję. W głowach tkwiły jeszcze mocno przykre porażki z Orlętami i Biebrzą. Pomimo tego, zamiast nastawić się na zmasowaną obronę, nasi podjęli otwartą walkę. To był błąd. ŁKS był w tym czasie w dużym „gazie” grali naprawdę znakomicie i przewyższali nas o klasę. Pomimo ambitnej gry nie mogliśmy sobie w żaden sposób z nimi poradzić. Ponieśliśmy największą klęskę w historii klubu (od czasów reaktywacji chyba aż do tej pory), a gol A. Staniarskiego był bardzo marną pociechą. Kolejna klęska mocno zdołowała nasz zespół a tu już w następną niedzielę czekał mecz, którego nie można było przegrać. W Jedwabnem rozgrywamy spotkanie z drugim beniaminkiem – miejscową Victorią. Niestety niemoc nas nie opuszcza. W ciągu dziesięciu minut tracimy trzy gole i… dopiero zaczynamy grać. Na bramkę gospodarzy rusza atak za atakiem. Piłka obija słupki, poprzeczkę, ale do bramki nie wpada. Tak samo upływa druga część spotkania. Fortuna atakuje, Victoria z rzadka kontruje, ale do bramki trafiamy tylko raz. Przegrywamy 1:3 i o nastrojach lepiej nie wspominać. 24 września przyjeżdża do Andrzejewa zespół Skry Wizna. Nasi otrząsają się jakoś po serii porażek, a determinacja rośnie. „Musimy wygrać” to zdanie pada najczęściej. Mecz jest niesamowicie zacięty, choć z lekką przewagą naszych. Do przerwy prowadzimy po bramce M. Racińskiego. W drugiej połowie poziom adrenaliny jeszcze wzrasta. P. Piechowicz podwyższa na 2:0, a w końcówce Skra zdobywa kontaktowego gola. Na więcej nie pozwalamy. Radość jest ogromna. A oto skład z pierwszego zwycięskiego meczu w lidze: A. Leszczyński – G. Czyżewski, A. Przeździecki, R. Bojanowski, W. Strzeszewski, G. Nowacki, P. Kałuski, J. Jaworski, R. Kotomski, M. Raciński, P. Piechowicz.
Tydzień później spotykamy się w Łomży ze znanymi nam już całkiem nieźle Kontaktami. I znów wraca stare. Tracimy gola już w pierwszej minucie, dzięki czemu… zaczynamy grać. Do przerwy strzelamy dwa. Cóż z tego kiedy po przerwie tracimy zupełnie niepotrzebnie też dwa i pomimo naporu w końcówce i kilku sytuacji do wyrównania znów przegrywamy. Plusem jest to, że pomimo złych wyników gra jest już naprawdę niezła. Krystalizuje też się skład. W meczu z Kontaktami debiutuje na pozycji forstopera R. Ryszewski i ten debiut wypada dobrze.
Podczas następnego meczu jedynym debiutantem jest… domek kontenerowy, który spełnia rolę szatni, rywalem zaś szepietowska Sparta. Spotkanie tradycyjnie już jest bardzo zacięte. J. Jaworski zdobywa prowadzenie, ale goście po kilku minutach wyrównują. G. Czyżewski ratuje nasz zespół wybijając piłkę z linii bramkowej, z drugiej strony A. Staniarski przestrzela karnego. W drugiej części nasi pudłują nawet z 2 metrów do pustej bramki, z drugiej strony nasz bramkarz w końcówce ratuje remis kapitalnie broniąc strzał z pola karnego. Remisujemy po raz pierwszy a zdania czy to jest punkt zdobyty czy stracony są podzielone. Skład z tego meczu: A. Leszczyński – G. Czyżewski, A. Przeździecki, R. Bojanowski, R. Ryszewski, T. Rzotkiewicz, A. Staniarski, J. Jaworski, R. Kotomski, M. Raciński, S. Hilarczuk.
15 października przyjeżdża do Andrzejewa zespół Znicza Radziłów bez aktualnych badań lekarskich. Sędzia nie dopuszcza gości do gry. W takich sytuacjach przyznaje się walkower dla drużyny przeciwnej, ale łomżyński OZPN zarządza inaczej. Przesuwa mecz na termin listopadowy.
Tydzień później przegrywamy na wyjeździe 2:3 z Unią Ciechanowiec znów rozgrywając dobry mecz. Na nic zdają się dwie piękne bramki M. Racińskiego, gdyż tracimy gola po odbitej od obrońcy stojącego w murze piłce, która zmyliła bramkarza, a w końcówce sędzia dopatruje się spalonego gdy piłka wpada do bramki Ciechanowca. Pech nadal nas prześladuje.
W ostatnia niedzielę października jedziemy do Nowogrodu. Jedziemy trochę jak na stracenie ponieważ tamtejszy Ziemowit to czołowa drużyna ligi, a nam idzie jak po grudzie. Mecz źle się zaczyna bo gospodarze obejmują prowadzenie 1:0. I wtedy coś się nagle zmienia. Po kapitalnym strzale T. Rzotkiewicza piłka ląduje w bramce S. Szczechowiaka (późniejszego bramkarza ŁKS-u Łomża) a nasi rozpoczynają koncert gry. Gospodarze nie są w stanie nic zrobić Dwukrotnie trafa S. Hilarczuk, a kolejne dwa gole dokłada J. Jaworski. Zwyciężamy pewnie 5:1 chyba po raz pierwszy budząc drzemiący w tym zespole potencjał. Radość po tym zwycięstwie jest w pełni uzasadniona.
Skład z Nowogrodu: A. Leszczyński – G. Czyżewski, A. Przeździecki, R. Kotomski, R. Ryszewski, J. Jaworski, A. Staniarski, P. Kałuski (M. Hilarczuk), T. Rzotkiewicz, M. Raciński, S. Hilarczuk.
5 listopada gramy dość sympatyczny sparing z drużyną Księży. Zwyciężamy gładko 11:2 a bramki dla gości zdobywają nasi zawodnicy. Najpierw zrażony indolencją przeciwnika M. Raciński dobija do swojej bramki obroniony przez bramkarza rzut karny. Zaś drugą bramkę dla Księży zdobywa D. Raciński, który w drugiej połowie gościnnie wzmocnił tą drużynę.
Sezon kończymy smutno. Przegrywamy przełożony mecz ze Zniczem Radziłów 1:3. Goście grają bardzo brutalnie o czym szczególnie przekonują się nasz snajper M. Raciński i bramkarz A. Leszczyński. Nie popisuje się także sędzia, który nie radzi sobie zupełnie na boisku, przyznając do tego na koniec kontrowersyjny rzut karny dla gości, czym omal nie wywołuje zamieszek na boisku.
Ostatecznie kończymy rundę jesienną na 9 (przedostatnim) miejscu co jest wynikiem zdecydowanie poniżej oczekiwań. Nie zabrakło dobrej gry, ale zwycięstw i punktów. Rok 1995 można uznać za dość udany przede wszystkim dlatego, że po latach starań udało się nam wreszcie wystartować w lidze. Rozczarowaniem zaś były osiągnięte w niej wyniki.
Ostatecznie w całym roku 1995 biorąc pod uwagę wszystkie rozegrane mecze zwyciężyliśmy 6 razy, dwukrotnie zremisowaliśmy i przegraliśmy aż 10 razy, w tym dwukrotnie po rzutach karnych. Bilans bramkowy 52:51. Za to zupełną indolencją popisała się nasza drużyna w rzutach karnych. Na wykonywanych 14 rzutów karnych zaledwie 5 zakończyło się zdobyciem gola!!!
Gdyby mecze kończyły się w I połowie to zwyciężylibyśmy 10 razy, zremisowalibyśmy raz i przegrali 7 razy. Ale mecze kończyły się po drugiej połowie (a czasem nawet po rzutach karnych). Mecze nie kończą się po pierwszej połowie, tak jak sezon nie kończył się po rundzie jesiennej, ale to akurat wyszło nam na dobre, gdyż wiosna okazała się o wiele lepsza od jesieni. O tym już jednak w kolejnej części Historii Fortuny.
Zdjęcie w nagłówku: pixabay.com