W sierpniu 1915 roku wkroczyły do Andrzejewa wojska niemieckie. Osada prawie w całości spłonęła. Rosjanie opuszczając teren Polski ewakuowali na wschód polską ludność. Stosując taktykę spalonej ziemi, niszczyli spichlerze i stodoły oraz pozostałe jeszcze na polach uprawy. Rozpoczęła się okupacja niemiecka, która trwała do roku 1918.
Tak po latach ten tragiczny okres w dziejach miasteczka wspominał nasz bohater: „Przeżyłem tu pierwszą wojnę i straszny pożar miasta, który zniszczył tu wszystko w 1915 roku, ale te ognie płonącego miasta pozostały mi na zawsze w pamięci. Jest pora jesienna wspomnienie takie: gdy ludność miasta wywędrowała na wschód z lęku przed Niemcami, miasto zostało puste, zresztą spalone, pozostał tutaj ksiądz proboszcz, ksiądz wikary, mój ojciec, taka sędziwa staruszka, którą nazywaliśmy panią Rózią, jeździła na wózku bo miała chore nogi, to wszystko co zostało w tym mieście. Pierwsza Msza Święta odbyła się wtedy na cmentarzu grzebalnym, bo kościół był zajęty przez Niemców na szpital. I wtedy to właśnie w tych strasznych przeżyciach jeszcze bardziej utrwaliły się we mnie więzy bliskości i jakiejś niezwykłej serdeczności do wspólnej doli”.
O tym, że Wyszyńscy pozostali latem 1915 roku w Andrzejewie zadecydował zupełny przypadek. Ojciec rodziny, po namowach dzieci i żony, niechętnie zgodził się na wyjazd na wschód. Rodzina spakowała swój dobytek na wóz i po modlitwie w kościele zamierzali ruszyć w drogę. Wówczas jednak zdarzył się dziwny wypadek – koń, który zazwyczaj był posłuszny tym razem się zbuntował. Nie chciał ciągnąć wozu, połamał orczyk. W takich okolicznościach wyjazd był niemożliwy. Wyszyńscy pozostali w Andrzejewie. Przez miesiąc mieszkali w kościele, gdyż nieliczne ocalałe domy były zajęte przez wojsko. Po przejściu frontu okolica zamieniła się w wielkie pogorzelisko: spalone domy i zabudowania, poniszczone zasiewy i sady.
Okrucieństwa, które niosła wojna postawiły niezatarty ślad w pamięci młodego i wrażliwego chłopca. Był to ślad do tego stopnia trwały, że podczas ostatniej swej wizyty w Andrzejewie w październiku 1980 roku Kardynał Wyszyński dużo miejsca w kazaniu poświęcił wydarzeniom z roku 1915: „Pamiętam pierwszą Mszę po przejściu wojsk rosyjskich na wschód, gdyśmy byli zda się całkowicie sami. Ojciec kazał mi służyć do Mszy Świętej. Największym moim zmartwieniem było to, że miałem nieoczyszczone buty. Zdało mi się nie mogę, ale ojciec mówi patrz ilu ludzi przyszło bez butów, a przynieśli chleb i z Ruskołęk, i z Łętownicy, i z Godlewa i z Cechnów, i z Sobótek, i z Mianowa i z innych wsi, bo im się wydawało, że tutaj ludzie z głodu umierają, bo wszystko spalone. W nadzieję, że wrócą ludzie ksiądz wikary Stanisław Bobiński zorganizował pogotowie społeczne. Musieliśmy wszyscy pozostali tutaj zająć się wykopkami, w nadziei, że gdy ludzie wrócą to będą mieli przynajmniej ziemniaki. Przez kilka tygodni wszyscy, całymi rodzinami, które się zgłaszały, pod kierunkiem księdza kopaliśmy ziemniaki tutaj wszędzie na okolicznych polach, kopcowaliśmy w nadziei, że ludzie wrócą i że będą mieli przynajmniej ziemniaki. (…) Wracały w ciągu zimy, zbiedzone, niektóre rodziny andrzejewskie otrzymywały przynajmniej jako zapomogę tych troszkę ziemniaków, bo nawet nie mieli gdzie mieszkać. To są wspomnienia, które pozostały nam z tych czasów wojennych”.
We wspomnieniach Prymasa Tysiąclecia możemy odnaleźć tragizm i okrucieństwo, jakie niesie ze sobą każda wojna, ale widoczna jest także niezwykła więź i solidarność istniejąca między mieszkańcami całej parafii w tym trudnym okresie.
Bibliografia:
- Wyszyński S., Przemówienie w 70 rocznicę śmierci matki, Andrzejewo 20 października 1980. Archiwum Instytutu Prymasowskiego.
Zdjęcie w nagłówku: Kaplica na cmentarzu w Andrzejewie. Tu odprawiono pierwszą Mszę Świętą po przejściu frontu latem 1915 roku.