Od przeprowadzki rodziny Wyszyńskich z Zuzeli do Andrzejewa minęło w tym miesiącu 110 lat. Rozpoczynamy publikację artykułów poświęconych andrzejewskim dziejom Prymasa Tysiąclecia.
„Od tej chwili ta parafia, to miasto, wszystko co łączyło się z życiem religijnym Kościoła i rodziny parafialnej, pozostało jako trwałe przeżycie. Do dziś dnia wymieniam szereg nazwisk, które zachowały mi się w pamięci, ludzi tej parafii i miasta, i poszczególnych wsi, które mógłbym wyliczyć na pamięć. A przede wszystkim te drogie kąty, dla dziecka zawsze najdroższe, zawsze mi najbliższe, bo pozostawiające trwały ślad na rozwoju człowieka.”
Stefan kardynał Wyszyński
Andrzejewo, 20 października 1980 roku
Wiosną 1910 roku Stanisław Wyszyński, ojciec późniejszego Prymasa, otrzymał od księdza Józefa Dmochowskiego propozycję objęcia posady organisty w kościele parafialnym w Andrzejewie.
Na początku XX wieku była to osada jakich wiele w tej części Mazowsza. Podstawą utrzymania większości mieszkańców było rolnictwo. Pozostali znajdowali zatrudnienie w nielicznych warsztatach rzemieślniczych, prowadzili małe sklepy. Andrzejewo, które w roku 1870 zostało pozbawione praw miejskich, paradoksalnie na przełomie XIX i XX wieku przeżywało dynamiczny rozwój demograficzny. W roku 1909 liczyło 2354 mieszkańców, znacznie więcej niż w położonym przy linii kolejowej Czyżewie. Już wówczas nie była to osada jednolita pod względem religijnym i kulturowym, w roku 1905 33,4 % stanowili Żydzi. Przed rokiem 1914 Andrzejewo stało się siedzibą sądu gminnego. W miejscowości znajdowało się 5 sklepów, apteka, 4 wyszynki, rocznie odbywało się sześć jarmarków, istniała Ochotnicza Straż Ogniowa, towarzystwo oszczędnościowe, kółko rolnicze.
Zmiana miejsca pracy wiązała się ze zwiększeniem wynagrodzenia oraz poprawą warunków mieszkaniowych. Mimo to z żalem opuszczali Zuzelę. Szczególnie żona Stanisława – Julianna miała złe przeczucia, spodziewała się szóstego dziecka i niechętnie przenosiła się na nowe miejsce.
Przeprowadzkę i pierwsze dni w Andrzejewie tak wspominała siostra Prymasa, Janina: „Jest kwiecień 1910 roku. Ojciec ze starszymi dziećmi wyjeżdża dzień wcześniej, aby przygotować dom, ustawić meble. Dzień przyjazdu matki – droga od mostu na rzece idzie prostopadle na dom, nowy dom rodzinny. Stefan siedzi na płocie i obserwuje most. Tak, już woła głośno, biegnie naprzeciw. Matka rozgląda się ciekawie – ten trzeci pokój z dużym fortepianem pewnie zimny będzie – myśli.
W ciągu kilku dni życie jest już zorganizowane. Troje starszych dzieci jest już w szkole pana Arasimowicza. Młodsze matka prowadzi do ochronki. Tu uczy pani Zofia Raczyńska. (…)
Organistówka w Andrzejewie jest cała na potrzeby rodziny. W ogrodzie są trzy ogromne kasztany i dwie bardzo stare wysokie akacje, i krzewy bzu. Jest ładnie…”
Jednym z ulubionych miejsc młodego Stefana był staw porośnięty trzciną, który znajdował się za parkanem kościelnym. Z tym stawem związana była pewna legenda: Podczas dawnych wojen liczne dzwony przetapiano na armaty. Takie niebezpieczeństwo zagrażało także dzwonom ze świątyni w Andrzejewie. Najwspanialszy z nich, który nosił imię Andrzej postanowił się bronić. Nocą, gdy cała osada pogrążona była we śnie, opuścił dzwonnicę i schronił się w bagnistym stawie. Jego melodyjne i głębokie brzmienie mogą usłyszeć tylko ludzie czystego serca.
Janina Jurkiewicz, siostra księdza kardynała Wyszyńskiego, tak wspomina ich dziecięce wyprawy nad staw: „Stefan wysuwał w trzcinę deskę, by po niej dostać się do ucha dzwonu, ale deska była za krótka. A szkoda. Legenda jednak nie dawała mu spokoju. – Chyba grzeszny jestem. Nic nie słyszę. Nie słyszę muzyki dzwonu – mówił Stefan sam do siebie, póki nie usnął”. Stefan rozpoczął służbę przy ołtarzu, jako młody ministrant poznawał naczynia i sprzęt liturgiczny, przyglądał się starszym kolegom.
W wakacje uczęszczał także do ochronki. Tu jak wspominał ksiądz Tyszka bawił się najczęściej w księdza: „Dziewczynki go nieraz pytały „Stefanku, w co będziemy się bawić?” A on: „W księdza”. „A kto będzie księdzem?” – „Ja” – odpowiadał. Brały wtedy chustkę z głowy i po dziecięcemu rozwieszały ją na patykach. W ten sposób powstawał baldachim. Nosiły go, a Stefanek szedł w środku i był księdzem. I tak odbywała się procesja. W księdza bawił się nawet w kościele. Jako syn organisty wszędzie tam miał wzięcie. Był ministrantem, ale bawił się w księdza. Siadał często w konfesjonale. Dzieci podchodziły do niego, a on coś do nich szeptał, mówił, potem pukał i dzieci odchodziły”.
Bibliografia:
- Jurkiewicz Janina, Wspomnienia rodzinne, w: Czas nigdy go nie oddali – wspomnienia o Stefanie kardynale Wyszyńskim, Warszawa 1994
- Tyszka Jan, Świadectwo kolegi z ławy szkolnej, w: Czas nigdy go nie oddali – wspomnienia o Stefanie kardynale Wyszyńskim, Warszawa 1994
- Romaniuk M., Życie, twórczość i posługa Stefana kardynała Wyszyńskiego Prymasa Tysiąclecia, t. 1-4, Warszawa 1994
- Andrzejewo gmina dwóch prymasów Polski, pod red. A. Cz. Dobrońskiego, Andrzejewo 2010.
Zdjęcie w nagłówku: Rodzina Wyszyńskich. Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Instytutu Prymasowskiego Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie