Andrzejewska szkoła, na początku dwudziestego wieku, znajdowała się w specjalnie do tego przeznaczonym budynku. Stefan uczęszczał do niej bardzo krótko, zaledwie kilka miesięcy. Wspólną naukę w tej placówce opisywał ksiądz kanonik Jan Tyszka: “Stefan zaraz po przybyciu do Andrzejewa zaczął chodzić do szkoły. Była to czteroklasowa szkoła gminna. Ja również do niej uczęszczałem. Nasze poznanie datuje się z tego właśnie czasu. Nauka wtedy nie była łatwa. Nauczyciel pan Arasimowicz uczył nas całymi dniami. Przychodziło się rano i wracało wieczorem. Zależne to było od pory roku. Uczyliśmy się przez cały dzień. Ale ta nauka jakoś nam nie szła. W dodatku prawie wszystkie przedmioty w języku rosyjskim. Tylko niektóre lekcje były w języku polskim. (…) Jedyną atrakcją i rozrywką dla nas były tzw. “galówki”, “prażniki” – uroczystości carskiej rodziny cara Mikołaja II, jego żony, rodziców, bliższych i dalszych krewnych. Przychodziliśmy wtedy do szkoły a tam oznajmiono nam, że tego i tego dnia są uroczystości carskiej rodziny. Do kościoła nas nie prowadzano, ale zawsze rano księża modlili się w takim dniu w intencji dostojnika, którego uroczystość się obchodziło. Nam zaś rozdawano w szkole cukierki, żeby wszyscy byli zadowoleni. Na koniec mówiono nam: “A teraz możecie sobie spokojnie wracać do domu”. Brała w tym udział cała nasza szkolna rodzina. Z radością potem wracaliśmy do domu. Tego dnia nie trzeba było się uczyć”.
Podczas pierwszych wakacji w Andrzejewie Stefan uczęszczał do ochronki, którą prowadziła Zofia Raczyńska. Tu jak wspominał ksiądz Tyszka bawił się najczęściej w księdza: „Dziewczynki go nieraz pytały „Stefanku, w co będziemy się bawić?” A on: „W księdza”. „A kto będzie księdzem?” – „Ja” – odpowiadał. Brały wtedy chustkę z głowy i po dziecięcemu rozwieszały ją na patykach. W ten sposób powstawał baldachim. Nosiły go, a Stefanek szedł w środku i był księdzem. I tak odbywała się procesja. W księdza bawił się nawet w kościele. Jako syn organisty wszędzie tam miał wzięcie. Był ministrantem, ale bawił się w księdza. Siadał często w konfesjonale. Dzieci podchodziły do niego, a on coś do nich szeptał, mówił, potem pukał i dzieci odchodziły”.
Po wakacjach rozpoczyna się czas powrotu do szkoły. Stefanowi przychodziło to z trudem. Na lekcjach był małomówny. Wynikało to zapewne z obowiązkowej nauki większości przedmiotów w języku rosyjskim. Zadania nie ułatwiał sam nauczyciel, pan Arasimowicz, który słynął ze swej bezwzględności. Między belfrem a uczniami często dochodziło do konfliktów. Jednym z zadań szkolnictwa była rusyfikacja młodego pokolenia. Świadomość narodową i wartości patriotyczne przekazywali dzieciom rodzice. Podobnie było w domu rodziny Wyszyńskich. Po latach Prymas Tysiąclecia wspominając swoje dzieciństwo mówił: „Mając lat dziesięć, po raz pierwszy dostałem do ręki w domu mojego ojca książkę ukazującą historię Polski, pt. „Dwadzieścia cztery obrazki”. Oczywiście była to książka zabroniona, nie wolno jej przechowywać w domu, ale mój ojciec był tak oddany sprawom Narodu, że narażając się na prześladowanie, nie lękał się uczyć dzieci historii Polski, choćby potajemnie”. Również w wystroju mieszkania nie brakowało elementów patriotycznych: na ścianach wisiały obrazy księcia Józefa Poniatowskiego i Tadeusza Kościuszki, na stole stał wysoki krzyż o szerokiej podstawie, w którą wbudowana była pozytywka z melodią hymnu: „Jeszcze Polska nie zginęła”.
Po śmierci matki Stefan nie powrócił do szkoły pana Arasimowicza. Uczył się w domu pod kierunkiem ojca, lekcji udzielał mu także kleryk Bolesław Penkala. W latach 1910 – 1912 przerabiali wspólnie materiał z klasy 2 i 4 szkoły podstawowej. Jesienią 1912 roku Stefan Wyszyński rozpoczął naukę w pierwszej klasie Gimnazjum Męskiego Prywatnego Wojciecha Górskiego w Warszawie. Nauka w gimnazjum Górskiego, mimo wybuchu wojny, trwała do czerwca 1915 roku. Wówczas to młody Wyszyński przyjechał na kolejne wakacje do Andrzejewa. Rozwój sytuacji na froncie wschodnim uniemożliwia powrót do Warszawy i podjęcie dalszej nauki. W sierpniu 1915 roku wkroczyły do Andrzejewa wojska niemieckie.
Jeszcze na początku sierpnia 1915 roku przebywający w Andrzejewie Leonard Załuska poradził, by młodego Stefana posłać na dalszą naukę do Łomży. Tam od września chłopiec zaczął uczęszczać do trzeciej klasy Męskiej Szkoły Handlowej. Na stancji zamieszkał u profesora Kazimierza Kęsickiego, przy ulicy Krzywe Koło. Tu w dwóch pokojach przebywało od 6 do 8 uczniów, większość z nich pochodziła z okolic Andrzejewa. Do tego grona poza Stefanem Wyszyńskim i Janem Tyszką, należeli: Franciszek Penkala i Walerian Aleksander Iwanowski z Olszewa, Paweł Załuska z Cechnów. Mimo że w mieście często brakowało żywności i młodzi chłopcy nieraz doświadczyli głodu, ksiądz Tyszka tak opisywał atmosferę jaka panowała na stancji: “Ładne to było życie, takie prawdziwe, miłe, koleżeńskie. Było dużo i humoru i zabawy, było dużo radości. Uczyliśmy się tam razem, a ksiądz Stefan, który miał duże zdolności pomagał nawet kolegom w odrabianiu lekcji, był zawsze koleżeński. Miał od swojej Matki, która była doświadczona i praktyczna przybory potrzebne uczniowi: igły, nici i guziki, itp. Często z jego usług korzystaliśmy”. Mieszkając w Łomży Stefan, jak większość jego kolegów ze stancji, czynnie angażuje się w działalność harcerską.
Bibliografia:
- J. Tyszka, Świadectwo kolegi z ławy szkolnej, , w: Czas nigdy go nie oddali – wspomnienia o Stefanie kardynale Wyszyńskim, Warszawa 1994
- M. Romaniuk, Życie, twórczość i posługa Stefana kardynała Wyszyńskiego Prymasa Tysiąclecia, t. 1, Warszawa 1994
Zdjęcie w nagłówku: Dom przy ulicy Krzywe Koło w Łomży i kamienne schody po których spacerowali chłopcy mieszkający na stancji u pana Kęsickiego